środa, 1 lutego 2017

Istambuł : Dzień pierwszy.Turecka gościnność czyli czym chata bogata.

Do Istambułu dostaliśmy się tym razem nie autostopem a autokarem na zniżce studenckiej.
Był to szczególny wypad bo na specjalne zaproszenie ZEYNEP, bardzo uroczej dziewuchy o kruczo czarnych kręconych włosach, z którą dane mi było dzielić pokój w akademiku (tur.Yurta).
Pomijając fakt,że było nas tam 6 dziouch to od tej jednej biła to szczególna aura przyciągania.
Bardzo szybko się zaprzyjaźniłyśmy,pomimo jej nieśmiałości i strachu porozumiewania się w innym języku poza jej ojczystym zawarłyśmy pakt. Wzamian za odrabianie jej prac domowych z anglika  otrzymywałam prywatne korepetycje z tureckiego.Turecki wchodził mi tak szybko jak kanapka z nutellą doszło nawet do takiej sytuacji,że Turczynki złapały mnie na gadaniu przez sen po turecku, także kiedy wstałam rano wszystkie mnie obtoczyły jak w kółku różańcowym i z opuszczonymi koparami patrzyły jak na dziwoląga.Sam fakt nadawania audycji radiowej przez sen był dla nich niebagatelny, co dopiero nadawanie w różnych językach ( "bo wieczorem przychodzi do mnie Dyabeu!I choć się bronię czuję, że opadam z sił.Znów całą noc z diabłem będę wódkę pił").
Teraz powinnam wsadzić sobie piórko w dupkę i udawać łódkę, wcale nie jestem żadnym geniuszem ani opętańcem tylko chodzi o to,że jak już coś robisz to rób to z pasją i radością a efekty same Cię zaskoczą.
Powracając szybko do Zeynep to dziewczyna zaprosiła mnie i moich znajomych ( których udało się delikatnie wkręcić) do swojego rodzinnego domu w Istambule.Z dworca PKS odebrał nas jej brat, jego auto nadawało się tylko na złom a sam kierowca to jakiś samobójca.Nie dość,że był szczyt, ulice zajebane autami na epicką skalę , wszędzie KURZ i ekstremalnie wąskie ulice to on zapierdalał ile fabryka dała.Istambuł jest położony na stromych wzgórzach,jazda autem po tym mieście w szczytowych godzinach, w temperaturze w której gotuje Ci się mózg i gdzie nikt nie przestrzega przepisów drogowych jest zamachem na życie. ( WELCOME IN ASIA MADAFAKERS!;) Przeżyliśmy i poznaliśmy jej przesympatycznych rodziców i resztę klanu.Wypchano nam brzuchy prostymi, tradycyjnymi, tureckimi potrawami,na których sam widok dławisz się własną śliną a żołądek NIE odmawia współpracy. A wszystko popijane czajem z filigranowych, małych szklaneczek i jak tu się nie zakochać. Dostaliśmy full serwis , śniadanie, obiad i kolacje ( Kolacje sami przyrządziliśmy w geście podziękowania za przyjęcie nas pod dach.Był zakłamany schabowy w wersji light tj.drobiowy, pyry i mizeria z ogórków. Mrrrauu).
Warunki mieszkalne takiej bardzo średniej klasy zostawiają trochę do życzenia.Pamiętam był tam piec kaflowy, do dziś taki stoi u mojej babci w chałupie, przy nim podłogę wyścielono nam stosem kołderek, na obowiązkowym już tureckim dywanie. W kuchni stała tylko kuchenka i zlew, miejsca tyle co dla dwóch osób ale było całkiem schludnie. Łazienka bardzo obskurna z obdartymi betonowymi ścianami z "prysznicem" i czarną dziurą na magiczne pyłki i inne tam skarby, takie 2w1. Ale dla nas to cały świat. Wszystkie posiłki spożywaliśmy na rozkładanym, śliczniutkim bo ozdobionym w orientalne ornamenty stoliczku, do którego nie potrzebujesz krzesła a tureckiego siadu. Ogólnie wrażenie zajebiste. Ludzie choć skromni to ugościli nas z sercem na dłoni.
Nie byli raczej ortodoksyjnymi muzłumanami.Włosy zakrywała tylko matka (tur.ane, ojciec to "baba", a Żanka mylone było tam często z "kanka" to nic innego jak dude czyli kumpel ;)
 Ponadto  nie był to nawet typowy hidżab tylko taka kolorowa chusta jak kiedyś nosiły nasze babcie i prababcie na wioskach zupełnie z innych pobudek.
Zeynep robiła nam za przewodnika.Później dołączył też do nas Ibrahim, nasz ziomek i  instruktor jogi z kampusu, przypominał mi gargamela i świetnie władał językiem angielskim, uparcie też zabiegał o względy pewnej luzackiej Amerykanki, która uczyła anglika na naszym uniwerku ale dostał od niej kosza. Ibrahim od zawsze miał AMERICAN DREAM, dziś wozi się z jakąś elitą w Pradze, gdzie wybył na studia doktoranckie. Obrósł piórkami i ma w dupie białasów z Polski buuu.

Kruczo-włosa Zeynep. Piękna dziewczyna o wielkim sercu, marzy o podróżach a nie jest łatwo wyrwać się spod wciąż jeszcze konserwatywnego skrzydła rządu tureckiego.Wizy są ale nie dla wszystkich.

Akcja :Polski obiad dla Tureckiej rodziny "in progress".


Padli jak muchy z pełnymi brzuchami.Mieszkanie Zeynep.

Czorba-zupa w tureckim wydaniu.

Obiado-kolacja : zapiekane ziemniaki z grzybami,cebulą i ostrą papryką (tur.biber).Bardzo zjadliwe.

Kuchnia.
Zeynep częstuje czajem do śniadania mistrzów.Jest biały ser, smażony bakłażan z ziemniakami, oliwki, ayran i yaprak dolma, czyli faszerowane ryżem liście z winogron.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz